![]() |
Rowerem z Bargłowa na Pomiany (tak, to na końcu świata) |
Rowerem?! Ktoś powie – kolejne wyuzdane priorytety Anity K. Głupia, po Warszawie chce jeździć. Tu ludzie z rana jak zombie przechodzą z tramwaju do metra i dalej z podziemi wychodzą na chwilę na „świeże” - bez cudzysłowu byłoby to określenie bluźniercze, obrażające świeżość - powietrze. Później idą do puszek zwanych windami, by zamknąć się w swoim boksie w trochę większym prostopadłościanie zwanym drapaczem chmur. Kiedy pracujesz w takim miejscu, musisz być dumny.
Ja NIE. Bycie trybikiem w korpomaszynie - to nie dla mnie.
Ja po prostu mam, pewnie inaczej niż ty, MIASTO MOJE a w nim… święty spokój. I nie mam na myśli Warszawki, w której aktualnie rozkwitam intelektualnie karmiąc się w mojej alma mater. Nie jest to też miasto
mojego urodzenia (Kȍln). Ani miasto, w którym znajduje się moje liceum (Ełk). Nie
jest to też miejscowość, w której się wychowywałam (Bargłów). Ale miasteczko
bliskie memu sercu i leżące również blisko mojej rodzinnej miejscowości –
Augustów.
Moje miejsce
na Ziemi: świeże
powietrze, własne tradycje, ukochane jeziora - to mi się nigdy nie znudzi. W
dodatku, sporo satysfakcji daje świadomość tego, że inni płacą za to, co ja mam
za darmo. Blisko. Takie priorytety. Wolę mniej zarabiać i mniej wydawać. Nie
chcę się wypalić, tak jak odczuwam to, będąc w Warszawie. Stać w korku,
podczas, gdy wiem, że gdzie indziej bym nie musiała. Nie chcę wyrabiać 200%
normy, tylko po to, by się przekarmić.
Moi rówieśnicy studiują w większych miastach Polski. Niektórzy chcą wyjechać na Zachód wygłodniali pieniędzy bez zbędnego wysiłku. Jestem ciekawa, ile napakowali do walizek niepotrzebnych, bezwartościowych „potrzeb”. Dla mnie to prześniony sen. Nie wykluczam, że gdzieś mogłoby być łatwiej, wygodniej. Ale wiem, że zawsze brakowałoby mi miejsc z dzieciństwa. Ze wspomnień i swoich odwiecznych marzeń czerpię do tej pory pełnymi garściami. Pogoń za umykającym obiektem, który nigdy nie jest do końca tym, czego szukam i pragnę, wydaje mi się bez sensu. Wtedy nie ma pełni, nie ma szczęścia. Są tylko chwile radości. Często pustej.
Moi rówieśnicy studiują w większych miastach Polski. Niektórzy chcą wyjechać na Zachód wygłodniali pieniędzy bez zbędnego wysiłku. Jestem ciekawa, ile napakowali do walizek niepotrzebnych, bezwartościowych „potrzeb”. Dla mnie to prześniony sen. Nie wykluczam, że gdzieś mogłoby być łatwiej, wygodniej. Ale wiem, że zawsze brakowałoby mi miejsc z dzieciństwa. Ze wspomnień i swoich odwiecznych marzeń czerpię do tej pory pełnymi garściami. Pogoń za umykającym obiektem, który nigdy nie jest do końca tym, czego szukam i pragnę, wydaje mi się bez sensu. Wtedy nie ma pełni, nie ma szczęścia. Są tylko chwile radości. Często pustej.
Nie
lubię też tej warszawskiej anonimowości. Kiedy należę do swojej społeczności,
mam ogień, taniec, śpiew, miłość, mam pożywienie fizyczne i duchowe, to nic
więcej mi nie potrzeba, by się realizować. Ktoś może zapytać o możliwości w tym
moim Augustowie. A ja myślę, że z zasobem swoich umiejętności i wiary, dam radę.
Kiedy ofert z zewnątrz, nie będą pasować temu, co czuję wewnątrz, sama stworzę
sobie możliwość. Człowiek przez wieki wzniósł wielopoziomowe konstrukcje
wyimaginowanych potrzeb i ambicji, a tak naprawdę wciąż potrzebuje niewiele.
Cywilizacyjny zgiełk przytłacza, zagłusza. Zwłaszcza WŁASNE myśli.
Mam
jedno życie. Swoje. I swoje marzenia. Które są sensowne, w które wierzę.
Zasiały się we mnie i kiełkowały w wolnym czasie, którego dzisiaj tak sobie
skąpimy. Skupiając uwagę wyłącznie na doraźnych celach, tracimy czasem z pola
widzenia coś, co dodałoby naszemu życiu blasku, polotu a nawet znaczenia.
Prawda jest taka, że kiedy o czyś głęboko marzymy, pragnienie samo nas niesie
ponad wysiłkiem i trudnościami. Manfred Kets de Vries (Holender, profesor i
trener rozwoju osobistego) powiedział kiedyś: Jeśli prawdą jest, że leniwe osoby do niczego w życiu nie dochodzą, to
rzecz ma się podobnie z tymi, które są nieustannie zajęte.
Tu
nie chodzi o to, że życie przypominające wyścig szczurów mnie przeraża. Dałabym
sobie radę w Warszawie z palcem gdziekolwiek. Pod względem ekonomicznym
trudniej jest w mniejszych miejscowościach. Ale brak pieniędzy i pochodzenie z
małej miejscowości nie musi determinować życia zdolnej osoby – byleby się
stamtąd wybić. Nie trzeba spełniać wyłącznie oczekiwań świata, ale też własne. Tak
czy siak, żyjemy jak pączki w maśle – nie jesteśmy zmuszani do dramatycznych
wyborów i walki o przetrwanie. Tyle, że przerastają nas często własne marzenia.
To smutne. Ja się jednak na smutku nie zatrzymam i wrócę do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych…
Piszesz bardzo madrze i ciekawie.
OdpowiedzUsuńbardzo spodobaly mi sie pierwszd zdania, ktore opisuja taka monotonnosc Polakow... straszne. :x nie chce by mnie za pare lat cos podobnego spotkalo.
http://moooneykills.blogspot.com
Świetnie piszesz! Widać, że dziennikarstwo masz we krwi. :)
OdpowiedzUsuńPopieram to o czym mówisz. Wolałabym mieszkać w miejscu, które przywołuje wiele moich wspomnień z dzieciństwa, w którym mam spokój. Niestety los sprawił, że trafiłam na Zachód z rodzicami i jak na razie tutaj tkwię. Czy się uda? Nie mam pojęcia, ale uwierz mi na słowo - "wygłodniali pieniędzy bez zbędnego wysiłku" z mojego punktu widzenia jest to źle postrzegane przez wielu ludzi. Wysiłek jest przeogromny! Sama gdy poszłam tu pracować ledwo stałam na nogach, a o plecach i rękach już nie wspomnę, bo miałam pełno siniaków od ciężkich kartonów. Co prawda nie pracowałam tak codziennie, bo teraz wybrałam się do tutejszej szkoły dla obcokrajowców, żeby od października rozpocząć tu studia. Nie chcę zaprzestać na magazynach, a niestety dla większości obcokrajowców - nawet tych wykształconych - praca wygląda w ten sposób. Więc czy mieszkanie na Zachodzie jest takie świetne? Może na chwilę, gdy popracuje się tak ciężko kilka miesięcy, a później euro wymieni się na złote. Mieszkając tutaj trzeba mieć też pieniądze na jedzenie, ubezpieczenie, opłaty za mieszkanie, prąd, wodę itp. itd. Zostaje niewiele, a pomoc medyczna nawet z ubezpieczeniem jest kosztowna. Fakt przeżyć się da bez większego wysiłku intelektualnego. Ale za to ten fizyczny potrafi ludzi wykończyć.
Gdybym mogła to wróciłabym do mojego miasteczka właśnie pod Warszawą. Jest ono moim wspomnieniem, do którego kiedyś na pewno powrócę. Teraz jednak poznaję smaki innych kultur. Co z tego wyjdzie? Życie mi pokaże, ale na pewno nie będę bawić się w wyścigi szczurów, bo tak jak Ty wolę spokojne życie! :)
Dzięki za jakże wylewny komentarz :) Pisząc "wygłodniali pieniędzy bez zbędnego wysiłku" miałam na myśli wszystkich, którzy wyjeżdżają z myślą, że za granicą jest raj na Ziemi.
UsuńSama się zadziwiłam tą wylewnością. :D
UsuńW takim wypadku popieram całkowicie, niektórzy szukają kokosów tam, gdzie ich tak naprawdę nie ma. :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Piszesz tak ze można utonąć w twoich postach,super!
OdpowiedzUsuńCzasem to smieszne, ze ktos napisze to samo, o czym samemu sie myslalo lub mysli.
OdpowiedzUsuńNie jestes sama, mimo ze jestem mieszczuchem. Przytlacza mnie zycie posrod technologii i zapatrzonych w nia ludzi (moze lepiej zahipnotyzowanych). Wielu z moich znajomych nie widzi nic poza telefonem i facebookiem. Ciagle przypominam sobie swoje dziecinstwo na podworku - nikt nie mial nawet 20%, co mamy teraz. I co? I kazdy byl szczesliwy. Moi rodzice takze. Ludzie spotykali sie czesciej, dyskutowali, rozmawiali itd. Wracajac do mieszczanstwa. Jestem z Lodzi, mieszkam w Kopenhadze, ale ciagle wracam do Olecka, Suwalk, Lomzy i Augustowa skad pochodzi mama i jej rodzenstwo. Dzisiaj wszyscy sa zagranica. Moja mama wkrotce wyjedzie.
Pozdrawiam i ubolewam... Mario
Mam przyjaciółkę, która mieszka w Warszawie. Prowadzi sporą firmę, jednak żyje "po swojemu". Nie goni na siłę za pieniędzmi, nie posiada samochodu, a wszędzie, gdzie się da dojeżdża rowerem :)
OdpowiedzUsuńPochodzi z mniejszego miasta, ale wraca tak zawsze kiedy tylko może. Z rowerem oczywiście :)
Co do wyjazdu za granicą - masz racje wiele osób wyjeżdża pakując niepotrzebne potrzeby. Sama nie raz o tym myślałam, ale zostawić dom, rodzinę, miejsca, wspomnienia jest ciężko. Wolałabym być spełniona w moim kraju w moim małym miasteczku, aby pokazać ludziom,że chcieć znaczy móc.
OdpowiedzUsuńWiesz czego chcesz i tego sie trzymaj! najważniejsze, że jesteś szczęśliwa tam, gdzie jesteś i robisz to , co lubisz. kiedy człowiek wierzy, że bedzie dobrze , to będzie. Mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe Anita! Przeczytałam Twój post i jest bardzo ciekawy :) Czekam na nową notkę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie głupi pomysł! w końcu sport to zdrowie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, correct-incorrect.blogspot.com
Mimo, że na mojej drodze było już kilka większych czy mniejszych miast, od zawsze ciągnęło mnie w miejsce, gdzie będę znała dookoła sąsiadów, gdzie pani ze spożywczaka zostawi dla nas nasz ulubiony chleb, gdzie może i będzie jedno przedszkole, jedno kino, jedna biblioteka, ale za to będą w nim pracować ludzie z pasją i cieszę się, że spełniam swoje takie małe marzenia ...
OdpowiedzUsuńa Augustów, no cóż, miasteczko bliskie mojemu sercu... moje niemalże rodzinne strony ....
A ja już myślałem, że myśl pt. "wolę mnie zarabiać i mniej wydawać" została całkowicie wykorzeniona z ludzkich umysłów! Całe szczęście tak się nie stało! :) Mam identyczne podejście... Ludzie gonią za pieniędzmi, by później wydawać je na rzeczy, które nie dają im szczęścia. Nonsens! Mi potrzeba niewiele, więc wolę mniej pracować, a więcej poświęcać się pasjom! Najlepiej jednak mają ci, którzy zarabiają dobrze oddając się temu, co kochają :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Tak, "ci, którzy zarabiają dobrze oddając się temu, co kochają" mają dobrze, ale wtedy zazwyczaj zostają sami z tą pasją. Zazwyczaj jest tak, że oddajesz się albo pracy (dobrze płatnej pasji, która jednak wymaga czasu), albo rodzinie.
UsuńBardzo dziękuję za liczne komentarze :)
Co do roweru - tak się złożyło, że dojeżdżałam niegdyś do pracy takie tam skromne 16 km w jedną stronę .Już nie pracuje .Na rowerze jeżdżę w dalszym ciągu ,nawet zakupy to sama radość, nic nie muszę dżwigać ,rower mi przywiezie. Tyle,że ja mieszkam w Holandii ,gdzie jak wiadomo bez roweru ani rusz. Bywając w Polsce najbardziej mi brakuje właśnie roweru.Tyle,że jednak np. po takich Gliwicach bałabym się jeżdzić.Bo to chyba trzeba mieć specjalne umiejętności i zdrowe nerwy.
OdpowiedzUsuńCo do pieniędzy - myślę,że każdy ma swoje priorytety. Ludzie z pasją i ci ,którzy wiedzą czego chcą (jak w Twoim wypadku) środki ,które uzyskują ich satysfakcjonują. Nigdy nie mogłam zrozumieć potrzeby posiadania więcej, drożej itp.Samo zdobywanie pieniędzy ,dorabianie się kolejnych zer na koncie jest dla mnie raczej niezrozumiałe.
Marzenia - pięknie ,że je masz właśnie takie. Ja też mam .Dzieli nas różnica wieku pokażna ,i rzekłabym ,że każdy młody człowiek musi mieć marzenia a Twoje są takie bardzo przyjemne. Moje są podobne tyle,że nie Augustów,nie Mazury, taka tam kurna chata gdzieś w ciepłym i słonecznym zakątku świata.
Wspaniale to ujelas- samo sendo! Twoje rozwazania sa mi bardzo bliskie. Pozdrawiam z Zachodu;-)
OdpowiedzUsuń